„Jak znalazłaś swój styl?„- Moja dotychczasowa droga artystyczna
Autor: Aleksandra Dziadzio
Redaktor: Małgorzata Cygan
Minęło trochę czasu, odkąd zacząłem udostępniać moją pracę w mediach społecznościowych. Szczerze mówiąc, nie pamiętam nawet dokładnej daty ani roku, kiedy przesłałam swój pierwszy obraz. Na przestrzeni lat mój kanał ewoluował - tak jak mój styl malowania. Przeszłam przez wiele „faz”, stając się zafascynowaną różnymi tematami, technikami i dziełami innych artystów.
Dlaczego w ogóle to piszę? Ponieważ przez lata wielokrotnie zadawano mi pytanie: „Jak znalazłaś swój styl?” Nie byłam pewna, czy jestem odpowiednią osobą, aby udzielać rad lub nawet pisać na ten temat, ale mam nadzieję, że poprzez ten tekst, dziennik lub blog – cokolwiek to jest – mogę pomóc innym młodym artystom, którzy – tak jak ja – czuli się zagubieni – odnaleźć swój artystyczny głos.
TO DŁUUUUUUGI PROCES…
Zaufaj mi, wiem, że to brzmi frustrująco - ja też tak czułam, kiedy usłyszałam te słowa, ale nic bardziej mylnego. Minęło kilka lat, zanim inni zaczęli rozpoznawać moje prace. W końcu zdałam sobie sprawę, że to nie jest takie ważne. Bardziej wartościowe jest to, że możesz z pewnością siebie zaprezentować swoje obrazy i wykorzystać sztukę jako formę samoekspresji. Nie jest to możliwe bez poznania siebie - swoich celów, wartości, motywacji, estetyki i głosu. A to... przychodzi z czasem.
Ale czy możemy to przyspieszyć? Cóż... zdecydowanie nie możesz tego zrobić z dnia na dzień. Jednak istnieją pewne praktyki, które mogą pomóc ci odkryć to szybciej. Mogę nie znać wszystkich z nich, ale mam nadzieję, że znajdziesz kilka przydatnych spostrzeżeń z mojej dotychczasowej podróży.
JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO
W szkole dostaliśmy dodatkowe zadanie: namalować obraz w stylu impresjonistycznym. Chcąc dostać dodatkową ocenę, nie wahałam się i zrobiłam dwa.
Namalowałam je w biurze mojej cioci, używając wyłącznie białej farby akrylowej zmieszanej z akwarelami. Brzmi jak katastrofa, prawda? Zaufaj mi, wiem. Ale jakoś... zadziałało! (Mówiąc szczerze, właśnie dostałam nowy zestaw akwareli Winsor & Newton, więc pigmentacja była niesamowita - nie sponsorowane haha).
Bawiłam się tak dobrze, że chciałam kontynuować. Więc kupiłam farby akrylowe i zaczęłam robić kopie zdjęć, które znalazłam na Pintereście (nasze zdecydowanie ulubione źródło referencji haha).
I tak oto zaczęła się moja droga nauki – od kopiowania innych artystów i zdjęć. Bez podstaw, bez ustrukturyzowanych lekcji. Czy to był dobry wybór? Cóż… tak i nie.
Tak, ponieważ byłam młoda i nie chciałam przytłaczać się nauką. Malowanie ma być zabawą, prawda? Jednak unikanie doskonalenia techniki (czyli podstaw ) nie było najlepszą, długoterminową strategią - szczególnie dla perfekcjonistki i miłośniczki realizmu, takiej jak ja.
Oto niektóre z moich pierwszych prac:
(farba akrylowa na panelach malarskich 13x18cm)
Zauważyłeś coś? Żadnych portretów! To dlatego, że zaczynałam od krajobrazów i zwierząt, głównie podążając za radami (lub prośbami) mojej rodziny. Z czasem jednak zdałam sobie sprawę, że maluję tematy, które tak naprawdę mnie nie ekscytują.
Chciałem spróbować portretowania. Ojej, to dopiero było zderzenie z rzeczywistością... Okazuje się, że malowanie ludzkiej twarzy jest o wiele trudniejsze niż jej rysowanie. Moja pierwsza próba? Powiedzmy, że było tak źle, że mój tata użył tego obrazu, żeby nastraszyć moich młodszych kuzynów. Bez żartów — nadal jest ukryte na naszym strychu jak jakiś przeklęty artefakt.
Niestety, nie mam zdjęcia tego "arcydzieła" (pewnie to lepiej), ale mam swój pierwszy autoportret... który nie był o wiele lepszy haha.
Dlaczego w ogóle wspominam o rysowaniu? Ponieważ mniej więcej w tym czasie byłem zafascynowana szkicowaniem rzeźb. Jakby w pełnym trybie hiperfiksacji. Oto ciekawe porównanie - namalowany autoportret kontra szkic rzeźby.
Jak widać, całkiem dobrze mi szło z ołówkami, ale z malowaniem? Nie za bardzo. Nie powstrzymało mnie to jednak od robienia obu rzeczy. Nadal malowałam krajobrazy, zwierzęta i okazjonalnie portrety. Niestety dalej malowałam na ślepo, bez prawdziwego zrozumienia cieni, proporcji czy anatomii. I tak… to zdecydowanie spowolniło mój postęp techniczny.
SZCZEGÓŁY, SZCZEGÓŁY, WIĘCEJ SZCZEGÓŁÓW!
Przenieśmy się do lata, które trochę zmieniło sytuację . Kupiłam sobie miniaturową sztalugę z malutkim płótnem 8x8 cm - ponieważ, szczerze mówiąc, myślałam, że jest baaardzo urocze. Wakacje spędzałam u cioci i nie miałam ze sobą wielu pędzli, zwłaszcza tego, którego najbardziej potrzebowałam: małego pędzla do detali. Więc co zrobiłam? Złapałam wykałaczkę i użyłam jej do namalowania detali. I jakoś zadziałało! Tak oto stworzyłam swój pierwszy miniaturowy obraz na płótnie - przedstawiający widok Ponte Sant'Angelo w Rzymie.
(kilka moich miniaturowych obrazów na płótnie, najmniejszy: 4x6cm)
I tak oto zaczęła się moja przygoda z obrazami na płótnie w miniaturze. Było to dla mnie idealne. Mogłam obsesyjnie skupiać się na drobnych szczegółach, co ostatecznie pomogło mi udoskonalić technikę na większych obrazów.
Ale… być może trochę przesadziłam.
Stałam się zafascynowana hiperrealistycznymi malarzami i chciałam osiągnąć ten sam szalony poziom szczegółowości. Problem? Skupiłam się tak bardzo na szczegółach, że całkowicie zignorowałam podstawy. Zamiast uczyć się właściwej struktury, światła i formy, po prostu starałam się, aby wszystko wyglądało na dopracowane. I bądźmy szczerzy - bez solidnego fundamentu wszystkie szczegóły na świecie nie uratują obrazu.
KOSZMAR… KTÓRY NAPRAWDĘ MI POMÓGŁ?
W liceum uczęszczałam na zajęcia z rysunku architektonicznego. Na początku byłam podekscytowana – rozważałam nawet architekturę jako mój kierunek studiów. Ale, och, jak szybko ta ekscytacja zniknęła…
To, co zaczęło się jako ciekawe wyzwanie, wkrótce stało się jednym z moich najbardziej znienawidzonych przedmiotów. Było trudne, czasochłonne i strasznie nudne. Co gorsza, moja nauczycielka wydawała się mieć do mnie osobistą wendetę (serio, miała ze mną jakiś problem xD). Jej ciągłe krytykowanie mnie nie motywowało - po prostu sprawiło, że przestałam się przejmować. Kończyłam zadania tylko dlatego, że potrzebowałam oceny, a później portfolio na egzamin uniwersytecki.
Wciąż pamiętam te ostatnie sześć tygodni przed egzaminem – sześć godzin dziennie spędzonych na harówce nad rysunkami technicznymi. Ojej, to było brutalne. Szczerze mówiąc, jedynym powodem, dla którego ciągle się pojawiałam, było spędzanie czasu z przyjaciółmi, a nie dlatego, że tworzyłam coś ekscytującego. Ten kurs tak mnie wyczerpał, że nawet po dostaniu się na studia miałam problem ze szkicowaniem dla przyjemności.
Dlaczego więc twierdzę, że mi to pomogło?
Pomimo całej frustracji, nauczyłam się wiele o technicznej stronie rysunku. Rysunek architektoniczny (przynajmniej taki, jaki mieliśmy na egzaminie) skupiał się na proporcji, konstrukcji, kompozycji i precyzyjnym cieniowaniu. Ćwiczyliśmy nawet konstruowania cieni w zależności od pory dnia. To było trudne doświadczenie, ale nauczyło mnie, jak ważna jest systematyczna praktyka.
Czy zrobiłbym to jeszcze raz? Absolutnie nie! Ale czy to uczyniło mnie lepszą artystką? Tak... prawdopodobnie.
(ołówek na papierze, 50x70cm, 35x50cm, 35x50cm)
LOCKDOWN = WIĘCEJ CZASU NA TRENINGI!
Zaczęłam pierwszy rok studiów w 2020 roku - w samym środku globalnej pandemii. Ponieważ wszystkie moje wykłady i laboratoria były zdalnie, zostałam uwięziona w domu, odizolowana od moich przyjaciół. Nie było to najlepsze doświadczenie społeczne, ale szczerze? Uwielbiałam ten czas.
Dlaczego? Ponieważ miałem o wiele więcej czasu na malowanie, duh!
Szybko wpadłam w codzienną rutynę, która kręciła się wokół zajęć i mojej sztuki:
8:00 - 8:30 AM – Śniadanie
8:30 - 14:00 – Malowanie (oczywiście w tle będą odbywać się wykłady i ćwiczenia laboratoryjne – wielozadaniowość w najlepszym wydaniu haha)
14:00 - 14:30 - Obiad
14:30 - 16:00/17:00 – Więcej malowania
16:00/17:00 – Zajęcia uniwersyteckie, w których musiałam aktywnie uczestniczyć
20:00 - 1:00/2:00 rano – Praca nad zadaniami (lub, bądźmy szczerzy, malowanie mini płócien)
To był intensywny okres praktyki i byłam zdeterminowana, aby poprawić moje portrety. Nadal pamiętam, jak przyjaciel powiedział mi: „Powinnaś zrezygnować z portretów i zamiast tego skupić się na krajobrazach”.
No cóż... przepraszam, kochanie, ale nikt cię o to nie pytał.
Więc kontynuowałam. Namalowałam mnóstwo twarzy - różne kąty, różne warunki oświetlenia, kadry filmowe itd. Miałam obsesje. I szczerze? Ta upartość się opłaciła.
(Gambit królowej, olej na płótnie drewnianym)
(Billie, olej na drewnie , 40x40cm; Alice Pagani, olej na drewnie, 20x30cm)
BOYS THAT SLAYED (I STALI SIĘ MOJĄ NAJNOWSZĄ INSPIRACJĄ)
W życiu każdej ARMY nadchodzi taki moment, kiedy natyka się na pewien południowokoreański boysband o nazwie BTS. Często zdarza się to w najgorszym momencie i w moim przypadku nie było inaczej. Właśnie zaczęłam terapię i nowe leki na depresje i lęk. Codzienna walka o iskierkę nadziei. Aż pewnego dnia trafiłam na jeden z ich teledysków.
Zaciekawiona, obejrzałam więcej występów — i byłam całkowicie oczarowana. Ich umiejętności, choreografia i opowiadanie historii pozostawiły mnie w zachwycie. Chciałam poznać ich imiona, ich drogę, ich przesłanie. I to było to — wpadłam w króliczą norę. Ale zamiast czuć się zagubioną, poczułam się zrozumiana.
Gdy zanurzyłam się w ich muzyce, czytając ich teksty i poznając ich zmagania, coś się zmieniło. Ich słowa były uzdrawiające. Ich podróż była inspirująca. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się zrozumiana. I po raz pierwszy poczułam iskrę — potrzebę wyrażenia siebie poprzez sztukę. Nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, że chcę spróbować.
Tak zaczęła się moja przygoda z fanartem. Pierwszy obraz, jaki kiedykolwiek stworzyłam, był inspirowany ich występem Black Swan MMA (bo bądźmy szczerzy, to kultowe). Doprowadziło to do powstania większej liczby prac , skupiających się na uchwyceniu ich zapierających dech w piersiach ruchów tanecznych i dynamicznych póz. Używałam również ich portretów jako referencji, aby poprawić swoje umiejętności — a wraz ze wzrostem mojej miłości do K-popu, rosła również moja kolekcja twarzy do malowania!
(Black Swan MMA 2020, olej na płótnie 40x60cm)

(Jungkook, olej na drewnianym panelu, 20x20cm; Chaeyoung, olej na drewnianym panelu, 20x20cm)
Dzięki Instagramowi znalazłam odbiorców. Nawiązałam kontakt z innymi ARMY, z niektórymi z nich nadal rozmawiam. To było coś więcej niż tylko sztuka - to była społeczność. A potem, pośród tego wszystkiego, stworzyłam jeden z najważniejszych obrazów w moim życiu...
„UWOLNIJ SIĘ” I SZTUKA OPOWIADANIA HISTORII
Zainspirowana filmem „Czarny łabędź” i piosenką „Louder than Bombs” (niedoceniony klejnot), stworzyłam obraz zatytułowany „Uwolnij siebie”.
Pewnego wieczoru poczułam nieodpartą potrzebę uchwycenia czegoś głęboko osobistego – czegoś surowego i szczerego. Postanowiłam połączyć kilka kluczowych momentów z tańca Jimina: jego wyczerpana, niemal złamana postawa (odzwierciedlająca dokładnie to, co czułam w tamtym momencie) powoli przekształcająca się w rozkładającego skrzydła i szybującego wysoko anioła – odbicie moich ostatnich, kruchych resztek nadziei na wyzdrowienie.
Pamiętam, że czułam się niesamowicie niespokojna, publikując to. Myśl o otwarciu się na moje zmagania z zupełnie obcymi ludźmi przerażała mnie. Czy to był zły pomysł? Czy będę tego żałować? Z perspektywy czasu uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam.
Pozwólcie, że podzielę się podpisem, który napisałam tego dnia i który udostępniłam pod moim obrazem:
„Czy kiedykolwiek czułeś się zablokowany? Albo niezdolny do zrobienia czegokolwiek?
Utknąłeś w swojej głowie, otoczony ciemnością stworzoną przez negatywne myśli i brak nadziei? Czy kiedykolwiek myślałeś, że marnujesz swój potencjał, że nawet nie wiesz , czy on istnieje? Czy kiedykolwiek czułeś, że marnujesz swój talent, tracisz swój czas? Czy kiedykolwiek czułeś niepokój myśląc o swojej przyszłości? Jestem pewien, że wielu z was tak. I ja tak. Ale za każdym razem, gdy tak się czuję, przypominam sobie, że mam coś, co kocham. Coś, co jest warte obudzenia. Coś, co chcę zrobić. Za każdym razem, gdy maluję, czuję, że odzyskuję skrzydła i mogę odlecieć. Nadal jestem tym zdezorientowany, nadal gubię się w swoich pomysłach i stylu. Nadal nie jestem pewien, co dokładnie chcę zrobić, czym chcę się podzielić, co chcę powiedzieć poprzez moją sztukę. Ale dotrę tam. Mam nadzieję, że tak. A ta myśl to „moje skrzydła”.
.
I dlatego chciałam namalować ten obraz. To nic niesamowitego, nic niezwykłego, ale jest dla mnie wyjątkowy. (Nie tylko z powodu mojej obsesji na punkcie Czarnego Łabędzia 😅)
.
Jakie są twoje skrzydła?
("Uwolnij się", olej na płótnie, 30x40cm)
Miałam opowiedzieć o swoim stylu artystycznym, ale dlaczego o tym wspominam?
Cóż... po tym, jak „Uwolnij się” otrzymało tak niesamowity odzew i znalazło wydźwięk u tak wielu osób, uświadomiłam sobie coś: opowiadanie historii musiało być sercem mojej sztuki. Samo namalowanie portretu już nie wystarczało. Pragnęłam czegoś więcej. Chciałam wpleść własną historię w moją pracę, przemówić do innych poprzez moją sztukę w sposób, w jaki słowa nigdy nie byłyby w stanie.
Ostatecznie opowiadanie historii stało się nie tylko kreatywnym wyborem, ale kluczowym elementem mojego uzdrowienia. Sztuka stała się moim głosem, moją terapią — sposobem na wyrażenie moich głęboko ukrytych emocji.
("UTRACONY" olej na płótnie, 18x21cm)
„DOSKONAŁOŚĆ TO NIE TYLKO O KONTROLA. TO RÓWNIEŻ ODPUSZCZANIE”
Jak wspomniałam wcześniej, moja obsesja na punkcie szczegółów nie pomagała mi zbytnio w tworzeniu dzieł sztuki. Musiałam nauczyć się rozluźnić moje ruchy pędzlem. Aby udoskonalić proces blokowania kolorów, zacząłam ćwiczyć portrety alla prima i eksperymentować z bardziej abstrakcyjnymi formami.
Zainspirowana pracą Tahlii Stanton, postanowiłam spróbować techniki mieszanej - i OMG, proces był niesamowity! Porzucenie schludnych pociągnięć pędzlem i po prostu poddanie się procesowi było tak cudowne. Dzieło, które wtedy stworzyłam, nadal jest jednym z moich ulubionych!

(mój pierwszy portret alla prima, olej na płótnie, 13x18cm)

("Scarlett Freedom", technika mieszana na płótnie, 30x40cm)
( zdobądź wydruk! )
W końcu doszłam do wniosku, że świetnym pomysłem będzie stworzenie całej serii portretów każdego członka BTS w stylu abstrakcyjnego realizmu.
Okazuje się… że to nie była dobra decyzja.
Ale nawet jeśli seria nie poszła zgodnie z planem, nauczyła mnie cennych lekcji – jak rozluźnić pociągnięcia pędzla, eksperymentować z kompozycją i, co najważniejsze, cieszyć się procesem. To było zabawne i znaczące ćwiczenie i nie żałuję ani jednej plamy farby.
(fakt, że wszystkie mają format 40x60cm mnie dobija... za duże płótna na takie „eksperymenty”)
MAŁY WYPADEK, KTÓRY ZMIENIŁ WSZYSTKO
Podczas studiów zdecydowałam się zainwestować w iPada (dzięki radzie mojej najlepszej przyjaciółki) – inwestycja, która okazała się o wiele bardziej przydatna, niż początkowo się spodziewałam. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było pobranie Procreate. Muszę powiedzieć, że chociaż lubię eksperymentować z cyfrowym malowaniem, to jest to moja najmocniejsza strona (do dziś haha).
Pewnego dnia, podczas rysowania i eksplorowania funkcji aplikacji, przypadkowo zmieniłam warstwę na Nakładka. Efekt całkowicie mnie powalił! Ten szczęśliwy przypadek rozbudził moją ciekawość i zacząłam eksperymentować z różnymi opcjami na różnych obrazach. Tak narodził się mój obraz „Dance Through Your Pain” .
Do dziś jestem wdzięczna za ten mały błąd (chociaż wiem, że w końcu odkryłabym tę funkcję, haha). Całkowicie odmieniło to sposób, w jaki tworzę koncepty i opowiadam wizualnie moje historie.

("Zatańcz przez swój ból" olej na płótnie, 50x50cm)
("Shadow x Daechwita" olej na płótnie, 50x50cm)
("Zagubiony w oddechu" olej na płótnie, 40x40cm)
Z każdym nowym obrazem zmuszałam się do tworzenia bardziej wymagających kompozycji. Oczywiście robiłam przerwy — szkicując małe krajobrazy lub malując mniejsze portrety — ale za każdym razem, gdy pracowałam nad większym dziełem, pragnąłam czegoś, co naprawdę wystawiłoby moje umiejętności na próbę.
Ta potrzeba skłoniła mnie do rozpoczęcia mojej serii „Rozkwit: Cztery Pory Roku”, w której eksperymentowałam z całkowicie nałożonymi kwiatami na portrety. Poświęciłam tym dziełom więcej czasu i wysiłku i do dziś pozostają jednymi z moich ulubionych — szczególnie z perspektywy technicznej.
W międzyczasie wzięłam udział we współpracy artystycznej, która doprowadziła do powstania mojej serii „Black Swan Posters” . Zainspirowana piosenką i filmem Darrena Aronofsky’ego „Black Swan”, stworzyłam siedem prac, łącząc mój styl nakładania z projektami plakatów filmowych.

("Bloom: Cztery pory roku", 40x40cm każdy, olej na płótnie)
TO NIE JEST ZAŁAMANIE, TO UMYSŁOWY BREAKDANCE!
Jak każdy artysta, miałam swoje fazy blokady artystycznej. Powody były różne, ale najczęściej wynikały z niezdrowej równowagi między pracą a relaksem. Miałam zwyczaj przepracowywania się, forsowania zbyt mocno, aż mój umysł i ciało w końcu buntowały się przeciwko mnie.
W tych okresach byłam załamana. Malowanie było częścią mojej codziennej rutyny, więc nagła utrata tej iskry była druzgocąca — nieustannie byłam na granicy łez. „Co masz na myśli, mówiąc, że nie mogę teraz malować? Dlaczego nie mam na to ochoty? Zawsze powinnam mieć ochotę na malowanie!” Właśnie takie frustrujące myśli krążyły mi po głowie.
W końcu musiałam wymyślić, jak rozpalić na nowo moją kreatywność. Po przerwie musiałam odnaleźć tę iskrę na nowo. Jak to zrobiłam? Napiszę o tym więcej w innym poście (jeśli jesteś zainteresowany), ale najskuteczniejszym sposobem było wypróbowanie czegoś nowego.
Jeden z tych eksperymentów doprowadził do powstania szkicu obrazu w technice mieszanej – takiego, który na pewno wielu z was rozpoznaje, ponieważ z dumą pokazuję go przy każdej okazji! (Nie mogę się powstrzymać!) A co najlepsze? Stworzyłam go bez żadnych oczekiwań, bez ustalonej wizji – po prostu płynęłam z procesem. I w tym momencie przypomniałam sobie, dlaczego w ogóle zaczęłam malować. To była czysta radość.
("Szkic: Jin" technika mieszana na papierze teksturowanym, A4)
Jak wspomniałem wcześniej, wypróbowanie czegoś nowego jest najlepszym sposobem na pokonanie blokady artystycznej — przynajmniej według mojego doświadczenia. Jedną z najprostszych, a zarazem najskuteczniejszych zmian, jakie wprowadziłam, była zmiana kształtu płótna. Już samo umieszczenie mojej kompozycji w okręgu sprawiło, że poczułam nagły przypływ ekscytacji. Ta iskra sprawiła, że natychmiast kupiłam siedem paneli malarskich i zaplanowałam całą serię wokół tego pomysłu.
W pewnym sensie moja najnowsza seria obrazów jest bezpośrednim rezultatem zarówno ciężkiej pracy, jak i wypalenia. Jakkolwiek trudny był ten okres, nie mógłabym być bardziej dumna z tego, co ostatecznie stworzyłam.
(seria „BTS solo songs”, olej na płótnie, ø 30 cm)
Więc pamiętajcie - NIE PODDAWAJCIE SIĘ! Czasami najlepsza sztuka pochodzi z najbardziej niespodziewanych stanów.
DOŚĆ GADANIA!
Dlaczego więc zamiast dać Ci przewodnik krok po kroku, jak znaleźć własny styl, podzieliłam się z Tobą całą moją artystyczną drogą? (Dobra, nie całą historią – pominęłam fazę akwareli, kredek, malowania na ubraniach, instrumentach… rozumiesz, o co mi chodzi.)
Odpowiedź jest taka: nie ma przepisu.
Jeśli chcesz znaleźć swój styl, musisz eksplorować . Wypróbuj jak najwięcej mediów, technik, tematów, stylizacji i metod renderowania. Moja artystyczna podróż była długa i chaotyczna - i szczerze? Nadal taka jest i prawdopodobnie to się nie zmieni, ale to właśnie sprawia, że jest ekscytująca. Zawsze jestem otwarta na nowe pomysły, nieustannie zmuszam się do doskonalenia - nie tylko technicznie, ale także w opowiadaniu historii i symbolice.
W tej chwili staram się znaleźć równowagę: tworzyć dzieła, które są zarówno ambitne, jak i estetycznie wyraziste, a jednocześnie czytelne i wywierające wpływ na innych.
Mam nadzieję, że dzieląc się procesem rozwoju mojego stylu , pomogłam - a może nawet zainspirowałam - do zaprzestania ograniczania siebie i rozpoczęcia eksploracji rozległego świata sztuki. Istnieją nieskończone sposoby na opowiedzenie swojej historii - więc dlaczego nie spróbować ich wszystkich?
Z miłością,
Aleksandra